Dwanaście albumów w ciągu 25 lat działalności – to całkiem niezły wynik. Tym bardziej że mormońskie trio z Minnesoty nigdy nie nagrało słabego dzieła.
Pod koniec lat 90. Low stali się najjaśniejszą gwiazdą stylu slowcore, będącego kontynuacją dominującego po drugiej stronie oceanu shoegaz'u. O ile jednak shoegaze wyrastał z brytyjskiego gitarowego rocka, to slowcore był muzyką zdecydowanie powolniejszą, minimalistyczną w formie i o wiele bardziej melancholijną.
Low wspólnie z Codeine, Galaxie 500 i Red House Painters stanowiły antytezę popularnego wówczas grunge'u. Grupa wręcz za komplement przyjmuje twierdzenie, że ich muzyka działa usypiająco. Każdy dźwięk celebrują z wielkim namaszczeniem, udowadniając przy tym, że wolno nie znaczy nudno.
"Double Negative" brzmi frapująco, pod warunkiem, że damy się uwieść ich wizji. To muzyka jakby z serialu "Miasteczko Twin Peaks", tylko o wiele głębiej osadzona w psychodelii. Przetworzone damsko-męskie wokale wydobywają się z ambientowej poświaty zniekształconych gitar i elektronicznych plam. To muzyka o medytacyjnym i ascetycznym charakterze, ale podszyta niepokojem. Nie bez powodu porównuje się nowy album Low do "Kid A" Radiohead.
Grzegorz Dusza
Sub Pop/PIAS