Rodzinny amerykański band (tworzy go trzech braci i ich kuzyn) wymienia się jednym tchem obok gigantów rocka, jak U2, Coldplay czy Muse. Tym większym zainteresowaniem cieszy się każda premiera ich płyty, których sprzedali dotąd ponad 20 milionów kopii.
Na skutek pandemii i braku możliwości koncertowania Kings Of Leon nie spieszyli się z publikacją ósmego albumu, co pozwoliło na dopieszczenie brzmienia. Jak mówią, są zadowoleni z każdego drobiazgu i detalu, jaki znalazł się w ich piosenkach.
Podczas słuchania albumu nasuwają się skojarzenia z U2 i ich epokowym albumem "The Joshua Tree". Wyczuwa się tu ten sam melancholijny klimat, a misternie skonstruowane kompozycje zostały nasycone liryzmem i licznymi smaczkami (produkcją zajął się ponownie Markus Dravs).
Jak na każdym albumie Kings of Leon, mamy tu megaprzebój, który ma pociągnąć sprzedaż. To utwór "The Bandit" - wyjęta niczym z westernu opowieść o łowcy nagród tropiącym słynnego przestępcę.
To także, obok "Echoing", najbardziej żywiołowo zagrana piosenka na płycie, dominują tu bowiem utwory stonowane i wyważone, do których idealnie pasuje określenie rockowy mainstream.
Płyta "When You See Yourself" nie jest porywająca, wielu stwierdzi, że nudna, ale warto dać jej szansę, bo zdecydowanie zyskuje przy kolejnych przesłuchaniach.
Grzegorz Dusza
Universal Music