Wydany pięć lat po płycie "Down", nowy, piąty album Kendricka Lamara potwierdza jego status niekwestionowanego lidera wśród hiphopowych gwiazd. Wciąż ma głowę pełną muzycznych pomysłów, którymi wypełnił album.
Nie nastawiajmy się jednak na szczególną ekstrawagancję ze strony rapera. To płyta mocno osadzona w hip hopie, momentami nawet nazbyt przegadana, przez co nieco męcząca. Nie brakuje tu jednak momentów, kiedy Kendrick Lamar staje się twórcą piosenek, a nie tylko barwnych rymowanek.
Dla nich warto sięgnąć po płytę Kalifornijczyka, nawet jeśli nie przepadamy za hip hopem, ale lubimy soulowe klimaty. Bo Kendrick Lamar jak mało który wykonawca potrafi czerpać z tradycji czarnej muzyki, zestawiając sample w taki sposób, że muzyka buja aż miło, a melodie same wciskają się głowy.
Jego płyty słyną z doskonałej realizacji nagrań i tak jest tym razem. Nie wyczuwa się tu zgrzytów czy surowości bitów. To pełnowymiarowa produkcja, barwna brzmieniowo, zróżnicowana rytmicznie, zrealizowana z udziałem znanych gości, jak choćby Samphy i Kodaka Blacka.
Największą niespodzianką na "Mr. Morale & The Big Steppers" jest jednak udział rzadko słyszanej Beth Gibbons z Portishead, której "smutny" wokal w zamykającym album "Mother I Sober" rozczula.
Grzegorz Dusza
Universal