Zainteresowanie sceną hiphopową zwykle ogniskuje się wokół artystów amerykańskich. Tymczasem w tym roku najbardziej interesujący album z tego gatunku ukazał się po naszej stronie Atlantyku. Firmuje go Angielka z nigeryjskimi korzeniami – Little Simz.
Przeszło godzina muzyki zawarta na "Sometimes I Might Be Introvert" z pewnością zadowoli wszystkich lubiących dobrze zrealizowaną muzykę o soulowych korzeniach. Za produkcję albumu odpowiada cieszący się dużą renomą Inflo, laureat Grammy, który realizował także płyty Michaela Kiwanuki i SAULT. Nadał on produkcji ciepłe organiczne brzmienie, nawiązujące do klasycznych wzorów.
Czegoż tu nie ma – są rymowanki, które Little Simz recytuje z szybkością maklera giełdowego, z drugiej strony mile pieszczą ucho łagodne soulowe wokale czy wręcz operowe zaśpiewy.
Brzmienie klawiszy przywołuje udane dla muzyki lata 90., klasyczne sample łączą się z rozbuchanymi orkiestrowymi brzmieniami. A to jeszcze nie wszystko, bo artystka z powodzeniem nawiązuje do swojego afrykańskiego dziedzictwa, prezentując radosne, okraszone dęciakami, rytmiczne piosenki "Point and Kill" i "Fear No Man".
Ta muzyka po prostu płynie, a rozmach, z jakim zrealizowano album, przywołuje produkcje Kamasiego Washingtona.
Grzegorz Dusza
Age 101/Mystic