Album "Silver Pony" niezrównanej Cassandry Wilson jest wspomnieniem jej dzieciństwa. Jak na każdej płycie, roztacza przed nami swój intymny, muzyczny świat, w którym chwila ciszy, pojedyncze dźwięki gitary, fortepianu czy instrumentów perkusyjnych nabierają szerszego znaczenia.
Tytuł wziął się od wędrownego fotografa, który pojawił się z kucykiem w jej rodzinnym mieście Jackson. Co prawda, dziewczynkom nie pozwalano się wówczas fotografować, ale Cassandra przekonała matkę. Przetworzone zdjęcie zdobi okładkę płyty, a konikowi poświęciła klasyk "Pony Blues". Nagrania koncertowe przemieszane są na płycie z utworami zarejestrowanymi w studio Piety Street w Nowym Orleanie.
Towarzyszących jej muzyków znamy z koncertów w Polsce, to: gitarzysta Marvin Sewell, basista Reginald Veal, pianista Jonatan Batiste i para perkusistów: Herlin Riley i Lenka Babalola. Temat "Blackbird" Lennona i McCartneya Cassandra wykonywała również u nas, jakże inaczej niż na płycie. Tytułowy utwór jest efektem wspólnej improwizacji wokalistki i zespołu. Ale cokolwiek zaśpiewa swym ciemnym, niskim głosem, skłoni mnie, bym odłożył wszystko i zasłuchał się w jej muzyce. Znowu znakomity album Cassandry.
Marek Dusza
Blue Note/EMI