Posłuchajmy prawdziwego jazzu sprzed 53 lat. "To jest najlepsza płyta, jaką kiedykolwiek zrobiłem" - powiedział o albumie "Tijuana Moods" kontrabasista, kompozytor, lider Charlie Mingus. A było to po wydaniu słynnego "Mingus Ah Um", który już wtedy uważano za arcydzieło.
Legendarny muzyk nagrał "Tijuana Moods" po wizycie w przygranicznej, meksykańskiej miejscowości Tijuana pełnej klubów i barów dla bogatych turystów. Ich atmosferę odnajdziemy w utworach zarejestrowanych 18 lipca i 6 sierpnia 1957 r. w znakomitym Studio A wytwórni RCA, w Nowym Jorku. Sekstet Charliego Mingusa osiągnął wówczas nowoczesne brzmienie łączące grupową improwizację z błyskotliwymi acz nie przegadanymi solówkami saksofonisty Shafi Hadiego, trębacza Clarence`a Shawa i puzonisty Jimmy'ego Kneppera. Nawet dziś ten zespół niesie świeży powiew odkrywczego jazzu najwyższej próby. Genialne były aranżacje, a może ich brak, bo Charlie Mingus miał zwyczaj dyrygować niepostrzeżenie od kontrabasu, a okrzykami i przyśpiewkami podgrzewał atmosferę. Wspaniałe kompozycje "Los Mariachis" i "Tijuana Gift Shop" mają meksykański charakter i niezawodnie wywołują uśmiech, nawet na posępnej twarzy. Na obu płytach albumu znajdziemy alternatywne wersje nagrań oraz jedno, wcześniej niepublikowane, "A Colloquial Dream".
Marek Dusza
Columbia/Legacy/Sony