Karierę amerykańskiego gitarzysty Johna Abercrombie śledzę od końca lat 70., kiedy wpadły mi w ręce jego płyty "Timeless" i "Sargasso Sea". Stanowczo za rzadko występuje w Polsce, ostatnio na Jazzowej Jesieni w Bielsku-Białej. John Scofield powiedział o nim, że teraz gra lepiej niż kiedykolwiek przedtem. Uważany za "Ornette’a Colemana gitary", Abercrombie nagrał czwartą już płytę ze swoim kwartetem. Tylko kontrabasistę Marca Johnsona zastąpił Thomas Morgan.
Nie zmienił się charakter muzyki gitarzysty, jest nadal nastrojowa, kontemplacyjna, skupiona na brzmieniu i wyrafinowanych harmoniach, momentami swobodna w improwizacjach, jak w "Line-Up". Album "Wait Till You See Her" otwiera "Sad Song", idealna na Zaduszki, kiedy piszę tę recenzję, ale także nastrajająca do refleksji w każdą porę, gdy tylko przyjdzie nam na to ochota. John Abercrombie znalazł idealnego kompana w skrzypku Marku Feldmanie, zadziornym i błyskotliwym, stale szukającym kontrastu dla gitary lidera. Również perkusista Joey Baron jest nieoceniony w tworzeniu twórczego napięcia. Ciekawy i różnorodny album.
Marek Dusza
ECM/UNIVERSAL MUSIC