W brzmienie gitary elektrycznej Johna Abercrombiego wsłuchuję się od połowy lat 70., kiedy nagrał swój pierwszy album dla ECM-u "Timeless". To była sensacja, podobnie jak duety z Ralphem Townerem, trio Gateway, nagrania z Kennym Wheelerem czy z Charlesem Lloydem.
Choć John Abercrombie jest do dziś wytrawnym improwizatorem i wrażliwym kolorystą, jego nowe nagrania nie mają już tej nowatorskiej siły. A jednak słucham ich z przyjemnością. W jego aktualnym, gwiazdorskim kwartecie starych znajomych grają: pianista Marc Copland, kontrabasista Drew Gress i perkusista Joey Baron.
Copland, wybitny pianista i kompozytor, po raz pierwszy pojawił się w barwach niemieckiej wytwórni. Muzycy osiągnęli telepatyczne porozumienie, słychać, że mają do siebie totalne zaufanie. Niewiele jest kwartetów o takiej synergii. Wydaje się, jakby malowali impresjonistyczny obraz trzymając jeden pędzel. Album "39 Steps" ma nastrojowy charakter, typowy dla ECM-u. Wyjątkiem jest grupowa improwizacja "Shadow Of A Doubt" i temat "LST" Coplanda.
Od pierwszej do ostatniej nuty "39 Steps" delektujemy się barwami instrumentów. Miękkie akordy gitary, łagodne uderzenia w klawisze, delikatne szarpnięcia twardych strun kontrabasu, muśnięcia czyneli sprawią przyjemność audiofilom. A przy okazji, to wyrafinowany jazz głównego nurtu.
Marek Dusza
ECM / UNIVERSAL