Stara gwardia trzyma się mocno. W grudniu John Abercrombie skończył 72 lata i nowym albumem potwierdza, że mimo wieku ma ciągle do zaoferowania swoim dawnym i nowym fanom ciekawą muzykę.
Po wysoko ocenionej płycie "39 Steps" (2013) gwiazdorski kwartet amerykańskiego gitarzysty z pianistą Markiem Coplandem, kontrabasistą Drew Gressem i perkusistą Joeyem Baronem nagrał zrelaksowany album, który zadowoli nie tylko poszukujących odpoczynku przy muzyce, a także wymagających jazzfanów.
Karierę Johna Abercrombiego śledzę od jego debiutu dla ECM Records w 1974 r. - znakomitej płyty "Timeless", która obok duetów z Ralphem Townerem (Sargasso Sea) nieustannie należy do moich ulubionych.
Wspierany przez czołowych muzyków średniego pokolenia John Abercrombie proponuje osiem nowych kompozycji urzekających chwytliwymi melodiami. Liryczne akordy jego gitary elektrycznej kojarzą się z rozświetlonymi pastelowymi barwami obrazami impresjonistów.
Niczym pędzlem gitarzysta maluje pejzaże tak sugestywne, że chciałoby się w nie wejść. Współpracujący z nim od lat perkusista Joey Baron i kontrabasista Drew Gress nasycają muzykę subtelnym rytmem. Fortepianowe akordy Coplanda pobudzają wyobraźnię słuchacza, wystarczy przymknąć oczy, a obrazy wypełnią się barwami. Doskonała synergia dźwięków.
Marek Dusza
ECM/UNIVERSAL