Po zwariowanym albumie "Sheik Yer Zappa" i trasie koncertowej z Amerykanami, włoski pianista Stefano Bollani zaszył się w Casa del jazz w Rzymie, by w trzy dni nagrać solowy album "Arrivano gli alieni".
Tytuł "Nadchodzą obcy" znakomicie odnosi się do sytuacji w Europie, ale nie o uchodźców pianiście chodziło. Sięgnął bowiem po kompozycje cudzoziemców, standardy nowsze i starsze. Sześć z piętnastu kompozycji jest jego autorstwa, do kilku napisał słowa i... zaśpiewał, a momentami wyrecytował melodycznie.
Album rozpoczyna utwór Bollaniego "Alleanza" (Przymierze) wykonany na fortepianie elektrycznym Fender Rhodes. Dynamiczny temat ma taneczny, włoski charakter i jazzowy, rozkołysany rytm.
W dobry humor wprowadzi nas włoski przebój "Quando quando quando" Tony`ego Renisa z 1962 r. zagrany w zwariowanym tempie, jakby pianiście gdzieś się spieszyło. Na plaże Rio przenoszą nas zrelaksowane, rozmarzone kompozycje Brazylijczyków: "Sei la" i "Aquarela do brasil". Moją ulubioną piosenkę Harry`ego Belafonte "Matilda" zagrał z charakterystycznym dla niego humorem.
Kto chce się jeszcze lepiej zabawić, niech obejrzy na YouTube teledysk Bollaniego do utworu tytułowego "Arrivano gli alieni". Można boki zrywać. Ciekawą, teatralną narrację nadał utworowi "Microchip" wyjątkowo grając na fortepianie akustycznym.
Stefano Bollani pięknie zagrał standard Ellingtona i Strayhorna "Mount Harrisa". Album zamyka klasyk "You Don`t Know What the Love Is" zagrany na fenderze. Włosi potrafią się bawić muzyką, ale jak trzeba, poważnieją. Nudzić się przy nich nie sposób.
Marek Dusza
DECCA/UNIVERSAL