Banks znalazła się na trzecim miejscu w plebiscycie BBC Sounds of 2014 - najlepiej zapowiadających się debiutów roku - za Samem Smithsem i Ellą Eyre. Na jej album musieliśmy czekać najdłużej, ale warto było.
Spora część piosenek już wcześniej trafiła na single i epki, ale dopiero całość materiału daje dobre pojęcie o możliwościach wokalistki. Banks proponuje kolejną wariację na temat soulowego śpiewania w otoczeniu syntetycznych dźwięków. Z miejsca nasuwają się tu skojarzenia z Jessie Ware, Laną del Rey, Lorde i Lykke Li. Od każdej z tych wokalistek zaczerpnęła po cząstce i wyszedł całkiem strawny album, utrzymany w popowej stylistyce.
Zimny, nosowy wokal Banks został zatopiony w spowolnionych syntetycznych rytmach i przyprawiony elektroniką. Czasem przypomina to dokonania Massive Attack, czasem Depeche Mode. Całość uzupełnia dopracowany w najdrobniejszych szczegółach, tajemniczy, seksowny image Amerykanki. Może nie jest to debiut roku, ale Banks z pewnością bardzo silnie zaznaczyła swoją obecność na popowej scenie.
Grzegorz Dusza>br /> UNIVERSAL