Okładka nowej płyty Bebel Gilberto - "All In One", córki słynnego Joao i mniej znanej wokalistki Miuchy, przypomina zdjęcie z obwoluty albumu pierwszej żony Joao - Astrud Gilberto "Beach Samba". Niestety, podobieństwa na tym się kończą.
Bebel odniosła, co prawda, wielki sukces wydaną w 2000 r. płytą "Tanto Tempo", ale nie jestem jej fanem. Za bardzo schlebia nowym brzmieniom i ma przeciętny głos. Fatalnym koncertem w Warszawie ugruntowała w moich oczach opinię artystki zagubionej pomiędzy cudownymi brazylijskimi klimatami bossa novy, a tandetnym popem kreowanym z pomocą programu Pro Tools. "All In One" trochę poprawia tę ocenę, bo mniej tu komputerowych rytmów, więcej nastrojowych gitar. Bebel Gilberto stara się śpiewać subtelnie, kryjąc niedostatki głosu. Album ratują też brazylijskie klasyki: "Bim Bom" Joao Gilberto, "Nossa Senhora" Carlinhosa Browna, a także hit Steviego Wondera "The Real Thing". Jej własne utwory nie są już tak dobre, może z wyjątkiem "Ela (On My Way)". Bebel Gilberto śpiewa w stylu znacznie w Brazylii popularniejszej Marisy Monte, ale nie dorasta jej do bioder.
Marek Dusza
VERVE/UNIVERSAL