Pamiętamy Demisa Roussosa jako nawiedzonego wykonawcę mocno kiczowatych piosenek, którymi zachwycała się niezbyt wymagająca publiczność w latach 70. "My Friend The Wind", "Goodbye My Love, Goodbye", "My Reason" czy "Forever And Ever" mogą śmiało ubiegać się o miano najgorszej piosenki świata.
Mało kto kojarzy go jednak z progresywnym zespołem Aphrodite's Child, który współtworzył do 1971 r. z wirtuozem klawiatur Vangelisem Papathanissiou.
Dla tych słuchaczy nagrany po latach przerwy nowy album Roussosa "Demis" nie będzie aż tak dużym szokiem. Grecki wokalista powraca na nim do stylistyki soulu, rhythm and bluesa i blues-rocka lat 60., czyli klasyki amerykańskiej muzyki. Trzeba przyznać, że robi to z klasą starego mistrza, jest wręcz nie do rozpoznania. Nie taki Demis Roussos straszny, jak go malują.
Grezgorz Dusza
DISCOGRAPH/SONIC