Brytyjka Imogen Heap przyzwyczaiła nas do niekonwencjonalnego podejścia do muzycznej materii. Dla jednych jej piosenki mogą wydać się dziwne, bełkotliwe, nie do słuchania. Dla innych - nieszablonowe, odkrywcze, znamionujące geniusz artystki. Nie zmieni tej opinii także najnowsza płyta.
Przed jej nagraniemImogen Heap poprosiła fanów, by przysyłali jej "sound seedsy”, czyli krótkie nagrania realizowane w terenie. Wśród nich znalazły się rzeczy dość abstrakcyjne, jak dźwięk spalanej zapałki, zamykanych drzwiczek od zmywarki czy łoskot jadącego roweru. Te efekty wplotła w swoje piosenki.
Jej twórczość można porównać do tego, co robi Laurie Anderson. Tak jak Amerykanka potrafi pisać połamane linie melodyczne, oplatać je nieoczywistymi dźwiękami. Gdy myślimy, że już ją rozszyfrowaliśmy i zaczynamy rozkoszować się zgrabną melodią i przyjemnym brzmieniem, artystka robi voltę i uderza w zgrzytliwy ton.
Imogen Heap niewątpliwie jest oryginalną songwriterką, z gracją poruszającą się w różnych stylach. Trudno odmówić jej pomysłowości i talentu. Z drugiej strony, jej utwory sprawiają wrażenie przeładowanych, barokowo rozpasanych. Wysłuchanie jej płyty jest nie lada wyzwaniem.
Grzegorz Dusza
MEGAPHONIC RECORDS/SONIC