Kim Wilde to kolejna gwiazda parkietów ery new romantic, której nudzi się na muzycznej emeryturze i chciałaby znów zabłysnąć w świetle jupiterów.Krążek sprzed kilku lat "Never Say Never" z częściowo premierowym materiałem nie wypalił. Tym razem Brytyjka, ze względu na urodę w latach świetności nazywana "Brigitte Bardot popu", znacznie staranniej przygotowała come back.
Przede wszystkim znów za produkcję i kompozycje odpowiada jej brat Ricky, współtwórca jej pierwszych sukcesów. Nowe piosenki na "Come Out And Play" nawiązują do tych z początku lat 80. Nie ma tu hitu na miarę "Kids In America", "View From A Bridge" czy "You Keep Me Hangin", ale są udane melodie i przyjemne dla ucha syntezatorowo-gitarowe brzmienia. W duetach Kim Wilde wsparły na płycie inne gwiazdy tamtej epoki - Nik Kershow i Glenn Gregory z Heaven 17.
Grzegorz Dusza
Sony Music