Ludzką rzeczą jest się mylić. Gdy dwa i pół roku temu usłyszałem pierwszą płytę Lady Sovereign, mój wyrok był jasny: to będzie Eminem z tuszem do rzęs w ręku. Przez chwilę myślałem nawet, że może zakumplować się z Mikem Skinnerem. Teraz jest mi wstyd, bo "Jigsaw" to naprawdę fatalna płyta.
Miało być zupełnie inaczej. Louise, jak sama mówiła, "wyzwolona" spod wpływu wytwórni płytowej, miała nagrać w stu procentach swój bezkompromisowy materiał. JPop-rapowy album trwa niewiele ponad pół godziny - to niewiele jak na standardy hip-hopowe, a jednak nawet w tak krótkim czasie Brytyjka nie jest w stanie wzbudzić zainteresowania nie tylko swoją twórczością, lecz także osobowością.
Jedyne dwa utwory, których da się słuchać, to promowane "I Got You Dancig" i "So Human". Pierwszy jest wynikiem głębokiej inspiracji tym, co od lat nagrywa M.I.A., drugi - sprytnym wykorzystaniem fragmentów kompozycji The Cure "Close To Me". Żaden z nich nie dorównuje jednak pierwszemu i jedynemu hitowi raperki: "Love Me Or Hate Me". "Jigsaw" to nuda i brak pomysłów, dowód na to, że lady "przespała" ostatnie lata, wykonując na festiwalach jedyną piosenkę, z którą ją kojarzymy.
M. Kubicki
MIDGET RECORDS