Zdaje się, że nadanie płycie tytułu składającego się z 26 słów brzmi co najmniej pretensjonalnie. Czyżby to oznaczało, że Mew - zespół, który nigdy nie potrzebował wzbudzać zainteresowania takimi tanimi sztuczkami - wypalił się pod względem muzycznym? Bynajmniej.
Co prawda wśród dwunastu regularnych kompozycji próżno szukać takiej, która mogłaby stać się przebojem na miarę "Am I Wry? No" czy "The Zookeeper's Boy", ale za to album "No More Stories..." jest bodaj najbardziej spójnym zestawem piosenek Duńczyków, posiada niezaprzeczalny charakter. Utwory skonstruowane są nietypowo i wielowarstwowo. Tematy przeplatają się ze sobą w sprytny, nieomal art-rockowy sposób. To również sprawia, że do płyty dojrzewa się stopniowo. Każde kolejne przesłuchanie powoduje, że "No More Stories..." brzmi lepiej, a oczekiwanie na wielki finał po drugim intermezzo jest bardziej ekscytujące.
Niekonwencjonalne zagrywki ze strony muzyków Mew, w tym możliwość słuchania jednej z piosenek od tyłu w celu usłyszenia drugiej melodii, sprawia, że nie jest to płyta jednorazowa i ma dużą szansę na to, że będziemy do niej często wracać. Nawet jeśli wiecznie porównywane Sigur Ros jest ciągle o krok przed Mew.
M. Kubicki
SONY MUSIC