Naprawdę trudno jest jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie: "co oni do cholery grają?!". Producenci z Finlandii stworzyli eksperyment bazujący na hiphopie, bigbeacie, breakbeacie, downtempie i oczywiście psychodelii, która atakuje już z samej okładki.
"Queen Of The Wave" w zdumiewający sposób łączy pokręcone rytmy, z tanecznym pazurem. To wszystko z domieszką żywych wokali, najdziwniejszych sampli i imprezowego klimatu - tworzy płytę naprawdę nieszablonową, ale i genialną. Ciekawostką jest, że przy produkcji albumu, wykorzystano organy jaskiniowe, wykonane ze stalaktytów. Niech to będzie wystarczający przykład szaleństwa, jakie towarzyszy dziełu Jamesa Spectruma i Paula Malmstroma.
Siłą "Queen Of The Wave" jest brak ograniczeń. To ezoteryczna pop-opera w trzech odsłonach (tak został zresztą podzielony album). Miks wszystkiego ze wszystkim sprawia, że nawet największy malkontent powinien znaleźć tam coś dla siebie. Jedno jest pewne - gdyby "Queen Of The Wave" doczekało się pełnometrażowej adaptacji wizualnej, musiałby to być film animowany w 3D z dołączonym znaczkiem LSD do każdego biletu w kinie.
M. Kubicki
Catskills