Niemal każdy zna Szwedzki duet Roxette. Ostatni album studyjny Marie i Pera ukazał się aż 10 lat temu ("Room Service", 2001), dziś mogę więc z czystym sumieniem powiedzieć, że to wielkie wydarzenie i przełom zwłaszcza dla fanów Szwedów - w tym miesiącu, tj. 14.02, na rynek trafił bowiem najnowszy krążek studyjny Roxette o zacnie brzmiącym tytule "Charm School".
Album nagrano na południu Szwecji, w Sztokholmie, z Clarencem Öfwermanem i Christofferem Lundqvistem w roli współproducentów (razem z Perem i Marie). "Charm School" jest więc dowodem, że niemożliwe staje się możliwe, a trudności da się przezwyciężyć. Sama Marie śpiewa tak w utworze "No one makes ot on her own" czyli "Nikt nie zwycięża w pojedynkę".
Cała płyta nagrana jest w popowo-rockowym klimacie, pełna łatwo wpadających w ucho brzmień, nastrojowych ballad, melodyjnych refrenów, czyli tego wszystkiego co fani Roxette lubią najbardziej i do czego są przyzwyczajeni. Krążek zawiera 12 piosenek, kupując wersję Deluxe dostaniemy drugą płytę z kawałkami nagranymi podczas koncertów.
"Charm School" otwiera dość dynamiczny utwór "Way Out", zamyka zaś dość łzawo brzmiąca i smutna ballada "Sitting On Top Of The World". Po kilkukrotnym jej przesłuchaniu nie mogę jednak powiedzieć, by któraś z piosenek doprowadziła mnie do szczególnego zachwytu - słysząc którąś z nich w radio pewnie nie zwróciłabym na nią uwagi. Choć...no dobrze - jedna rzecz mnie niemal powaliła - głos Marie, który jak zawsze brzmi świetnie i przekonująco.
Płyta sama jest zaś przeciętna i niczym się raczej nie różni od tych nagranych przez duet przed laty. Miło jednak, że fani w końcu doczekali się czegoś nowego i bez "odgrzewanych kotletów", jak w przypadku kilku płyt z The Best Of lub Hits w tytule, które pojawiły się ostatnimi czasy. Choć to nie znaczy, że odgrzany kotlet musi być zły.
Kogo zadowoli "Charm School"? Na pewno zagorzałego fana Roxette, a także przeciętnego fana popowego-rocka w każdym wydaniu.
EMI
Aga Kaczmarek