Scott Walker wydaje płyty bardzo rzadko, średnio raz na 10 lat i tylko wtedy, kiedy czuje, że ma coś interesującego do zaprezentowania. Jego muzyka nie należy do łatwych, lekkich i przyjemnych.
Dla większości słuchaczy jest wręcz niestrawna. Trudno zakwalifikować ją także do jakiejkolwiek kategorii. Jego groteskowe partie wokalne są osadzone na monotonnych uderzeniach perkusji, szorstkich dźwiękach gitary elektrycznej, fanfarach dęciaków, przetworzonych cyfrowo klawiszach i dziwacznie brzmiących odgłosach.
Wykorzystuje także ciszę jako ważny element stymulujący dramaturgię nagrań. Wybrany do promocji albumu blisko 10-minutowy utwór "Epizootics!" brzmi jak antyprzebój, choć to i tak najbardziej znośna piosenka na płycie. A jednak jest w muzyce tworzonej przez Scotta Walkera coś intrygującego, coś, co powoduje, że chcemy wgryźć się w nią, odkryć, co kryją najgłębsze zakamarki jego umysłu.
Grzegorz Dusza
4AD/SONIC