Tracy Chapman olśniła wszystkich debiutanckim albumem, który w 1988 r. wdrapał się na szczyt listy przebojów po obu stronach Atlantyku. Wróżono jej karierę na miarę Joni Mitchell, czego - niestety - nie potwierdziły kolejne płyty. Po dwudziestu latach działalności ta czarnoskóra wokalistka ma już ugruntowaną pozycję, choć nie należy do tych wykonawczyń, na nagrania których czeka się z niecierpliwością. Programowo pozostaje na marginesie muzycznych mód i jest wierna folkowo-popowej formule, idealnie pasującej do jej ciepłego, lekko chropawego głosu. Jedenaście ballad zgromadzonych na jej najnowszym wydawnictwie cechuje prostota melodii, mądrość tekstów i skromność na wpół akustycznych opracowań. Piękna płyta, choć zupełnie niekomercyjna.
Grzegorz Dusza
ELEKTRA/WARNER MUSIC