Isabelle Geffroy powoli przebijała się do czołówki francuskich artystów. Występowała z prowincjonalnymi zespołami Fifty Fingers i Don Diego, by w 2006 r. wyjechać do Paryża i śpiewać w barach, klubach, na chodniku przy placu du Tertre. W 2010 r. pod pseudonimem Zaz nagrała debiutancki album "Zaz", który szybko wspiął się na szczyt listy sprzedaży we Francji.
Zaz koncertuje na całym świecie, jest popularna także w Polsce. Jej styl jest syntezą francuskich chansonów z jazzującym akompaniamentem i elementami r`n`b. Śpiewa zachrypniętym głosem w sposób naturalny, wręcz łobuzerski i tym zjednuje sobie słuchaczy. Nie ma wielkiej urody, ale Zaz jest po prostu sympatyczna. Nowy album "Paris" ma znakomitą okładkę ze zdjęciem zblazowanej Zaz. Muzyka jest najwyższego lotu.
Chwytliwe tematy zaaranżowane zostały z polotem i brawurowo wykonane. Trzy z nich wyprodukował legendarny Quincy Jones, w tym przebój Joe Dassina "Champs-Élysées" z oryginalnie zaaranżowaną orkiestrą jazzową. Spod jego ręki wyszła także piosenka "I Love Paris" w dwujęzycznej wersji zaśpiewanej w duecie Zaz-Nikki Yanofsky.
Ciepły głos Nikki ciekawie kontrastuje z zachrypniętą dziewczyną z paryskiej ulicy, obie kapitalnie scatują. Ozdobą albumu jest duet Zaz z legendą francuskiej piosenki Charlesem Aznavourem. Ta płyta nie ma słabych stron, tylko mocne lub bardzo mocne. Co ważne, może spodobać się wszystkim, mniej i bardziej wymagającym melomanom, młodszym i starszym. Tę rzadką cechę warto docenić.
Marek Dusza
PLAY ON/WARNER