W ubiegłym roku Róisín Murphy powróciła po ośmioletniej przerwie bardzo dobrze przyjętym albumem "Hairless Toys". Podczas tej sesji powstało tak wiele znakomitego materiału, że wokalistka postanowiła wydać jeszcze jedną płytę.
W żadnym wypadku nie są to odrzuty skierowane jedynie do najwierniejszych fanów. Śmiem twierdzić, że powstał krążek jeszcze ciekawszy, pokazujący jak wszechstronną jest artystką. Wokalistka nieodżałowanego Moloko dojrzała do tego momentu, w którym może pozwolić sobie na eksperymenty, poszukać nowej ścieżki rozwoju.
Trudno tu wskazać ewidentne hity, piosenki z pewnością nie były pisane z myślą o listach przebojów. Bo nawet letnia bossa nova "Lip Service", choć chwytliwa, bliższa jest jazzowym klimatom. Na "Take Her Up to Monto" dominuje jednak elektronika w różnych jej odmianach.
Muzycznie odnajdziemy tu nawiązania do house`u, synthpopu lat 80., minimal music i downtempo, wyczuwa się uwielbienie dla soulu, kabaretu i muzyki filmowej. Głos Róisín Murphy brzmi różnorodnie i intrygująco - jak nigdy wcześniej.
Grzegorz Dusza
PIAS/MYSTIC