Po dwóch albumach o nakładach idących w miliony egzemplarzy, kolejna płyta sympatycznego rudzielca była jednym z najbardziej wyczekiwanych wydawnictw tego roku. Na Wyspach Brytyjskich może śmiało konkurować z Adele. Tam stał się niemal Bogiem, choć pewnie sam się tego nie spodziewał i tego nie chciał.
Także i słuchacze, którzy wciąż widzą w nim nieśmiałego chłopaka z gitarą, śpiewającego pełne uroku i szczerości bezpretensjonalne piosenki. Tych z pewnością nie brakuje na "Divide". Ed Sheeran ma wrodzoną lekkość w układaniu przebojowych melodii, choć tym razem na jego płycie więcej jest kombinowania. Większy nacisk położono także na produkcję, co nie zawsze wyszło piosenkom na dobre.
W otwierającym zestaw "Eraser" Brytyjczyk rapuje, a nie jest to jego mocna strona. Zdecydowanie lepiej i bardziej żywiołowo wypada kolejny singlowy przebój "Castle on the Hill" podejmujący wątki autobiograficzne. "Dive" opiera się na rytmie reggae, a w "Shape of You" słyszymy wyraźne afrykańskie akcenty.
Bliższa kulturowo jest mu z pewnością muzyka irlandzka, czemu daje wyraz w "Galway Girl". Typową pościelówę serwuje nam w urokliwym "Perfect" i delikatnie zaśpiewanym "Happier". Ed Sheeran może być ze swojego najnowszego dzieła zadowolony, choć do euforii jeszcze daleko.
Grzegorz Dusza
WARNER