Trzecia płyta tria Chvrches ma być dla zespołu przepustką do światowej kariery. W tym celu muzycy zatrudnili topowego producenta Grega Kurstina (Sia, Adele), który nadał ich kompozycjom bardziej przebojowy szlif.
Tym, co szczególnie zwraca uwagę w nagraniach Szkotów, to intensywne, mocno elektroniczne brzmienie. Na szczęście nie jest ono przeładowane ciężkostrawnymi bitami, ani przetworzonymi tanecznymi rytmami, jak to czyni ostatnio wielu topowych wykonawców. Materiał został podany w lekki i zwiewny sposób. Ze względu na liczne nawiązania do synthpopowej klasyki lat 80. spodoba się nie tylko młodzieżowemu odbiorcy, ale i ich rodzicom. Szczególnie tym, którzy bawili się w dyskotekach przy piosenkach Madonny, Eurythmics, Kylie Minogue, OMD czy Pet Shop Boys.
Chvrches grają prosto i czytelnie, bez specjalnych udziwnień. Stawiają na wyraziste melodie i urokliwy klimat. Dużym atutem ich piosenek jest głos Lauren Mayberry – delikatny, dźwięczny o dziewczęcej barwie. Niech nikogo to jednak nie zmyli. Chvrches nie śpiewają o szczęśliwym życiu i wakacjach spędzanych w nadmorskim kurorcie. Według nich miłość umarła, a pogrążony w chaosie świat zmierza do samozagłady. I z czego się tu cieszyć?
Grzegorz Dusza
Universal