Mitsuki Laycock urodziła się w Japonii, ale jej muzyczna edukacja przebiegała już w Nowym Jorku. Kulturowy tygiel, jakim jest to miasto, sprzyja powstawaniu rzeczy niekonwencjonalnych, artystycznie niepokornych, wizjonerskich, często wybitnych. Mitski zaczynała od grania zgrzebnego indie rocka, by z czasem dojrzeć do tworzenia muzyki o silnym popowym zabarwieniu z wyrazistymi melodiami i przemyślanymi tekstami.
Głównym tematem piosenek Mitski na jej piątym albumie jest samotność. Choć na scenie jest gwiazdą uwielbianą przez słuchaczy, to po jej opuszczeniu, gdy opadną emocje i mija stan ekscytującego podniecenia, wraca do swojego wewnętrznego świata. Melancholia była zawsze obecna w jej piosenkach, ale tym razem zdaje się być dominującą. Jej głos wydaje się być stworzony do śpiewania takich właśnie utworów. Przywołuje skojarzenia z Laną Del Ray, Tori Amos i Cat Power.
"Be The Cowboy" wypełniają krótkie numery nieprzekraczające 3 minut. Rozrzut stylistyczny jest tu całkiem spory, bo odnajdziemy tu gitarowy numer "A Perl", bombastyczny song "Geyser", avantpopowy "Nobody", wyciszoną balladę ze smyczkami "Two Slow Dancers" czy folkowy "Lonesome Love". Jedna z najbardziej przyjaznych dla ucha płyt tego roku - świetnie zagrana i zaśpiewana.
Grzegorz Dusza
Dead Oceans/PIAS