Flirtujący z tanecznym popem album "A Head Full Of Dreams" i suplement w postaci epki "Kaleidoscope" wyniosły Coldplay na szczyt popularności. Brytyjska grupa, która zaczynała jako postbritpopowy band, stała się jedną z najważniejszych muzycznych marek na świecie, porównywaną z U2. Ich płyty osiągają wielomilionowe nakłady, a koncerty wyprzedają się jak świeże bułeczki. Nie inaczej będzie z najnowszym krążkiem.
Chris Martin i spółka mają swój patent na przebój. Chwytliwa melodia zagrana na gitarze bądź pianinie, syntezatory, melancholijny wokal i mnóstwo efektownych dodatków – jak smyczki czy chórki – w ich piosenkach naprawdę dużo się dzieje. Takich nagrań słucha się z przyjemnością. Cieszą ucho, zarówno kiedy Chris Martin uderza w liryczną nutę, jak w "Daddy", albo kusi nośną melodią w zaśpiewanym z dziecięcym chórkiem "Orphans".
A mamy na "Everyday Life" jeszcze gospelowy "Broken", zrealizowany z symfonicznym rozmachem "Everyday Life" czy taneczno-orientalny "Church". To bardzo różnorodna płyta, choć szesnaście utworów podzielonych na dwie umowne części ("Sunrise" i "Sunset") to zbyt duża piguła do przełknięcia. Gdyby ją nieco skrócić, powstałby album na miarę najważniejszych dokonań zespołu.
Grzegorz Dusza
Parlophone/Warner