Albumy "Jessica Pratt" z 2012 roku i "On Your Own Love Again" z 2015 roku stanowiły tylko etapy, do przygotowania arcydzieła, jakim jest najnowsza płyta "Here in the Pitch".
Pochodząca z Los Angeles Jessica Pratt prezentuje się na nim jako wykonawczyni bez słabych punktów z wykrystalizowaną wizją artystyczną. Tak znakomity efekt osiągnęła za pomocą dość prostych środków, opierając swoje piosenki na akustycznej gitarze, fortepianie, stonowanych perkusjonaliach, dodając czasem partie saksofonu barytonowego i fletu, smyczków oraz dyskretną elektronikę. Niby nic nowego, ale w połączeniu z jej śpiewem otrzymujemy dzieło, od którego nie można się oderwać.
Jessica Pratt przyznaje, że szukała inspiracji w głosach, które brzmią, jakby były "zmęczone przez życie". Wśród swoich faworytów wymienia niedocenianego Scotta Walkera oraz wokalistkę/aktorkę Judy Garland z późnego, tragicznego okresu życia. Singer-songwriterka zanurza się w kalifornijskie klimaty, ale jej piosenki są pozbawione słońca.
Fascynuje ją muzyka lat 60., ale bez tej psychodelicznej radosnej otoczki. Piosenki nawiązują do folku, bossa novy i popu tamtej epoki, co podkreśla vintage’owa produkcja. Szkoda tylko, że jest ich tylko dziewięć i płyta "Here in the Pitch" kończy się tak szybko. Pozostaje włączyć ją jeszcze raz, by w pełni nasycić się jej ulotnym pięknem.
Grzegorz Dusza
City Slang/Sonic