Świat nie jest sprawiedliwy, bo gdyby był, Against Me! staliby teraz w miejscu, w którym jest Green Day.
Laura Jane Grace, lider zespołu, to postać nietuzinkowa. Od 2012 rok otwarcie przyznaje się do bycia transgenderową kobietą, ale nie robi z tego żadnej sensacji, nie macha kolorową flagą i nie zamierza wkładać krzyża w gówno, byleby tylko udowodnić swoje racje. Jego deklaracją jest płyta "Transgender Dysphoria Blues", na której - niczym Mariusz Max Kolonko - mówi jak jest.
"Transgender Dysphoria Blues" to płyta piękna, przebogata - jak na punk - muzycznie, bardzo dobrze wykonana i kipiąca szczerością i lekkością. W niecałe pół godziny Against Me! dystansuje większość dzisiejszych kapel punkowych żarliwością i przebojowością. Potrafi przyłożyć rozpędzonym rockerem "Talking Transgender Dysphoria Blues", niemal stadionowym w swej lekkości "Black Me Out", a także akustyczną balladą "Two Coffins".
Grace śpiewa tu cudownie, mocnym barytonem, przypominającym mi nieco barwę Jamesa Deana Bradfielda z Manic Street Preacers. Zresztą w piosenkach Against Me! słychać muzyczną wrażliwość walijskich kolegów.
Dzięki "Transgender Dysphoria Blues" załoga z Florydy na powrót stała się moją ulubioną kapelą zza Oceanu, piszącą ważne, ale nie bufoniaste teksty, oraz serwującą szlachetną przebojowość. Brawa!
Jurek Gibadło
Mystic