O słynnym rozstaniu pochodzącej ze Szwecji wokalistki i zespołu Tuomasa Holopainena wszyscy słyszeliście, więc nie muszę się powtarzać. Uważam, że Nightwish na tym skorzystał, bowiem Floor Jansen to jednak bardziej klasowa śpiewaczka, choć w sumie do Anette nic nigdy nie miałem.
Zastanawiałem się natomiast jak Anette Olzon poradzi sobie solo. Plus dla niej za nienawiązywanie do twórczości swojej byłej kapeli. Owszem, jakieś tam podobieństwa odnajdziemy (tytułowy "Shine" i "Falling"), ale kto posądza Olzon o kopiowanie kolegów, ten powinien co prędzej umyć uszy.
Płycie "Shine" bliżej do smutnego pop rocka z orkiestrowymi wstawkami. Słucha się tego nad wyraz dobrze, bo mamy do czynienia z dziesięcioma bardzo melodyjnymi utworami. Sęk w tym, że większości z nich brakuje charakteru, czegoś co przykułoby uwagi na dłużej. Ja po kilku odsłuchach zakochałem się tylko w jednym numerze, a mianowicie "Floating" mającym coś w sobie z twórczości Mike`a Oldfielda albo Petera Gabriela. To skądinąd ciekawe - ten ostatni jest przecież idolem Tarji Turunen.
Trochę mierżą mnie te wszystkie żale, które Anette wylewa na "Shine". Rozumiem, że to płyta osobista, niemniej można było tematykę rozstań pociągnąć w jakiś bardziej oryginalny sposób. A tytuły mówią wszystko - "Lies", "Falling" i "Moving Away". Kto polubił Anettę za występy w Nightwish, może śmiało sięgnąć po jej solową propozycję. Innych - obawiam się - płyta ta może znudzić po jednym, dwóch odsłuchach.
Jurek Gibadło
Mystic