Zawsze uważałem Arjena Lucassena za człowieka zbyt utalentowanego i wszechstronnego. W zapowiedzi swojego nowego albumu komentuje jeden z utworów i wspomina o najrozmaitszych efektach wykorzystywanych przy jego nagrywaniu, inspiracjach sięgających od Pink Floyd, przez Queen, na Davidzie Bowie i The Beatles nie kończąc. Sprawia to, że po raz kolejny twórczość Holendra spodoba się głównie osobom, które muzyce lubią poświęcać dużo czasu.
Na pierwszą płytę składają się utwory opowiadające historię Pana L, człowieka XXI wieku, który w ramach całej historii budzi się w bliżej nieokreślonej przyszłości, gdzie pomaga mu się odnaleźć doktor psychiatrii, któremu głosu użyczył sam Rutger Hauer. Druga płyta to z kolei utwory nawiązujące do całego konceptu, w tym takie covery jak "Welcome To The Machine" czy "Battle Of Evermore" wiadomych zespołów, które mimo solidnego poziomu trzeba traktować jako dodatek do dania głównego.
To natomiast zostało świetnie przygotowane, choć np. elementy narracji przypominają o tym, jak obciachowa i tandetna potrafi być momentami prog-rockowa twórczość Arjena. Nie wpływa to jednak na fakt, że kocha on muzykę, co słychać w każdej wyprodukowanej przez niego nucie. W czasach, gdy dla większości twórców priorytetowe jest zarobkowe granie, to wartość nie do przeliczenia na gwiazdki w ocenach.
M. Kubicki
EMI