Cochise to rodzima kapela, ale ich płyta brzmi nietypowo, jakby nagrał ją zespół o anglosaskim rodowodzie. W muzyce kwartetu słychać autentyczną radość grania i doskonałą znajomość metalowej klasyki.
Cochise czerpie z heavy metalu pamiętającego czasy Black Sabbath i Iron Maiden, thrashu inspirowanego Metalliką, nowej fali spod znaku The Cult, a przede wszystkim grunge’u, który zawładnął sercami słuchaczy na początku lat 90. za sprawą takich grup, jak Pearl Jam, Soundgarden i Alice In Chains.
W muzyce Cochise (takie imię nosił legendarny wódz Apaczów) bardzo silne są indiańskie inklinacje, słyszalne choćby w "Na hi es", "Kill The Indian Save The Man" czy coverze The Doors "521".
Przeszło godzina spędzona z grupą upływa zaskakująco szybko. Nie ma tu kompozycji nietrafionych, zbyt nadętych, nudnych. Bardzo dobrze z roli wokalisty wywiązuje się popularny aktor Paweł Małaszyński. Granie w rockowej kapeli to nie jest jego kaprys. To muzyk z krwi i kości.
Grzegorz Dusza
MYSTIC