16 lat - tyle przyszło nam czekać na kolejny solidny album Danziga. Po 1994 roku artysta wyśmiewany za swoje muzyczne eksperymenty nie mógł liczyć ani na wsparcie krytyki, ani nawet swoich fanów.
"Deth Red Sabaoth" nie zapowiada się dobrze. Produkcja, która miała imitować rockowe nagrania z lat 70. może być przytaczana na lekcjach masteringu jako jedna z gaf współczesnej muzyki. Po co bowiem używano wysłużonego sprzętu, by nadać ciepłej, gęstej otoczki dźwiękom, skoro zaraz cały efekt został zepsuty przez koszmarną kompresję materiału? Na szczęście jednak piosenki bronią się same. Dawno nie było okazji, by wrzucić na diabelski ruszt bluesa, który tak idealnie orbitowałby między metalem a hard rockiem. Błyszczy wokal Glenna - nie do podrobienia - który trzyma w klimatycznych ryzach całość materiału. Ta wspaniała płyta nie tylko przywraca wiarę w nieco zapomnianego przez wielu Elvisa metalu, ale może mu także przysporzyć kilku nowych fanów.
M. Kubicki
Mystic