Wszyscy fani dotychczasowej twórczości Davida Lyncha czekali na ten moment. Ten 65-letni reżyser nagrał swoją debiutancką płytę. Ciśnie się więc na usta pytanie: czy David Lynch jest muzycznym geniuszem?
Już teraz mogę odpowiedzieć - że nie. Jednakże popatrzmy na to z innej strony. Jest on przecież prawdziwym artystą, a to więcej niż można oczekiwać po większości osób, próbujących swoich sił w tym biznesie. Co to jednak oznacza bardziej dosłownie? Nie jest to łatwy materiał. Trzeba go bardzo dokładnie zgłębić, by uzyskać satysfakcjonującą nagrodę.
Należy pamiętać, że David Lynch nie jest amatorem i nic tu nie jest pozostawione przypadkowi. Każdy bez wątpienia doceni finezję,z jaką artysta kreuje atmosferę na "Crazy Clown Time", jego absurdalny humor i jazzowo- rockowe inspiracje, kojarzące się nieodparcie z muzyką do "Twin Peaks" Badalamentiego. Próbę włożenia bluesowej muzyki ze starych lat w strukturę noir i przepuszczenie przez postmodernistyczny filtr można uznać za udaną, jednak trudno jest mi się oprzeć wrażeniu, że za parę tygodni gdzieś mi ten album umknie, bo przecież to tylko taki eksperyment. Jednocześnie zawsze przyciągał mnie mroczny urok Lyncha i trudno jest mi się też oprzeć tej ekspresyjnej mieszance chaosu z zimno wykalkulowanymi dźwiękami. Dlatego też nie mam serca odradzać przesłuchania tego dziwactwa.
M. Kubicki
Sunday Best