To było w gimnazjum (2003 rok) - we wszystkich stacjach radiowych królował przebój Evanescence "Bring Me To Live", a ja zachwycony panną Amy Lee nie przyjmowałem do wiadomości, że można lubić jakąkolwiek inną muzykę. Podobnego zdania był amerykański rynek muzyczny, obsypujący kapelę nagrodami Grammy.
Piszę o tym, by uzmysłowić wam, że świat muzyczny od tego czasu poszedł bardzo od przodu: drugą płytę Evanescence ("The Open Door") zauważył, ale specjalnie się nią nie przejął, a ostatnią - wydaną w październiku 2011 ("Evanescence") - zupełnie zignorował.
O tym, że gothic rockowo/metalowe granie nikogo już nie rusza, udowadnia przykład polskiego Delight, którego płyta "Breaking Ground" była całkiem smaczna, tyle że przeszła bez echa,mimo usilnych starań kapeli i wydawcy. Obawiam się, że Diavoloperę, której epkę "Preludium" dzierżę w łapach, może spotkać podobny los.
Nie, nie chodzi o treść i nagranie: trójmiejska kapela wie, jak napisać piosenkę, by ta została w głowie - refreny "Desire" czy "Princess" przyczepiły się do mnie po pierwszym odsłuchu, a muszę przyznać, że rzadko tak mam w przypadku zespołów okołometalowych.
Co sprawia, że te utwory na "Preludium" mogą się podobać? Zacznijmy od świetnego brzmienia - Gdańsk i Gdynia od dawna słyną z dobrych studiów nagraniowych, co doskonale słychać na "Preludium" - klasa światowa (nie przesadzam).
Atutem zespołu Diavolopera jest także wokalistka Julia Grisznina, dysponująca mocnym, drapieżnym głosem. Może jej partie nie są przesadnie oryginalne (patrz: zwrotka "Bad Taste"), ale zaśpiewane pięknym, pewnym siebie głosem.
Na plus należy poczytać zespołowi umiejętne łączenie ciężkich brzmień gitar z elektroniczną poświatą, które pięknie uzupełniają się choćby w balladzie "For T…". Wszystko ładnie, tyle że to wszystko już grano. Co więcej - taka muzyka dawno przestała rozgrzewać tłumy.
Ktoś może powiedzieć: no jak to? Przecież Nightwish, Within Temptation i Lacuna Coil to ciągle gorące nazwy. W porządku - tyle że dwa pierwsze zespoły już dawno skłaniają się ku bardziej symfonicznemu brzmieniu i ze swoimi projektami wychodzą daleko poza muzykę, a Włosi jadą na zdobytej popularności no i oczywiście zniewalającej urodzie Crisiny Scabbii.
Jak najbardziej rozumiem decyzję Diavolopery o graniu takiej, a nie innej muzyki - to im w duszy gra i chcą się realizować w takiej, a nie innej estetyce. Niestety, nie proponują nam nic świeżego i oryginalnego, co każe poddawać w wątpliwość ich osiągnięcie sukcesu w przyszłości. Mam nadzieję, że się mylę.
Jurek Gibadło