Ed Kowalczyk przez lata kierował grunge'ową formacją Life, której płyty znalazły 20 mln nabywców. Szczególnie kibicowaliśmy mu w kraju, bowiem w wywiadach często podkreślał swoje polskie korzenie. Cieszyliśmy się, gdy na listach przebojów królowały takie przeboje, jak "I Alive", "Over Come" czy "Lighting Crashes".
Ostatnie lata nie były jednak dla jego grupy zbyt łaskawe, stąd decyzja o jej rozwiązaniu. Tytuł pierwszego solowego albumu Kowalczyka jednoznacznie mówi, że chce zacząć wszystko od początku, udowodnić, iż wciąż żyje i ma coś ważnego do przekazania. Szczęśliwie nic nie zatracił z umiejętności pisania melodyjnych, poruszających piosenek. Jego charakterystyczny, pełen pasji śpiew sprawia, że aż ciarki chodzą po plecach. Mocne brzmienie gitar może zaskakiwać w konfrontacji z chwytliwymi refrenami, ale w tym właśnie tkwi ich siła. Nawet te wolne, balladowe utwory mają ogromną siłę rażenia. Edward Kowalczyk nie poszedł drogą Chrisa Cornella, innego z wielkich wokalistów ery grunge'u, który postanowił zawojować scenę pop, zresztą bez powodzenia. Wciąż najbliższa jego sercu pozostaje muzyka rockowa z przystępną linią melodyczną, hałaśliwą gitarą i niebanalnym tekstem.
Grzegorz Dusza
Ea r Music/Warner