... A gdy nastaje poranek, przenosimy się do świata, w którym jasne jest, że blues i rock czasami stanowią nierozerwalną jedność. W przypadku Ginger Trees jest to mieszanka polana dodatkowo psychodelicznym sosem.
Dawno nie obcowałem z zespołem, który tak doskonale przypominałby mi czasy, kiedy taka muzyka była naprawdę popularna. Ponad wszystko w Ginger Trees doceniam fakt, że słuchając ich debiutanckiej płyty czuję, że mogę przeżywać ją na takim samym poziomie, jak zespół, gdy ją nagrywał. To właśnie oddanie emocji w stosunku 1:1 powoduje tę przyjemną ekscytację przy każdym kolejnym spotkaniu z "Came The Morning".
Wiele wyważonych kompozycji można podziwiać pod względem warsztatu. Ale dopiero gdy do muzyki Szwedów wkracza kompletne szaleństwo pod postacią "Madmana", zaczyna się dostrzegać ogromny potencjał zespołu. To właśnie tutaj najlepiej słychać, że grupa nie musi trzymać się sztywno piosenkowych schematów, tylko galopuje po swojemu. W ten sposób upadają wyznaczniki czasowe potencjalnych hitów, zapominamy o tym, że dzisiaj już tak grać się nie powinno i pozostaje jedynie radość, że jeszcze ktoś ma odwagę temu wszystkiemu zaprzeczać.
M. Kubicki
BLUE TOPAZ