Studyjny powrót God is an Astronaut to bardzo dobra wiadomość dla fanów paradoksalnie bardzo skocznego i energicznego post-rocka. "Origins" to kolejny świetny krążek wychodzący spod palców Irlandczyków oraz jeszcze jeden doskonale przygotowujący do jesiennej, zimnej i smutnej aury.
Dwanaście premierowych kompozycji zawartych na siódmym albumie grupy nie odbiega od materiału zawartego na poprzednich albumach. To logiczna i naturalna kontynuacja pieczołowicie wyklarowanego stylu. Jednakże to, że częściej słyszymy modulowany głos niż tylko same instrumentalne podkłady, może dziwić i mile zaskoczyć.
W odniesieniu do innych grup tego typu tutaj należy mówić o pewnym piosenkowym, ale bardzo złożonym charakterze utworów zawartych na "Origins". To nie tylko pięknie, rozbudowane i bardzo energiczne (ale wciąż melancholijne) dźwiękowe pasaże, lecz także zgrabnie zaprezentowane i łatwe do przyswojenia formy trafiające do serc słuchaczy niemal bez większego wysiłku.
Są fragmenty, w których panowie grają ciężej, bardziej dosadnie i atakują z wielką siłą ("Calistoga"), aczkolwiek sugeruję nie przywiązywać do tego wagi. Co prawda, kiedy dochodzi do zintensyfikowania tego dźwiękowego ataku na małżowiny uszne serce mi się raduje, bo God is an Astronaut wiedzą, jak dołożyć do pieca tak, abyśmy poczuli konkretny zastrzyk energii. Nie są to jednak partie, kiedy Irlandczycy stają się mi najbliżsi.
Kto pamięta genialny opus "All Is Violent, All is Bright", ten dostrzeże liczne nawiązania do tamtego albumu i z nostalgią będzie słuchał zawartości "Origins". Polubi ten album, bo jednoczy on ludzi i zaspokaja wszystkie muzyczne potrzeby - od piękna przez aspekty czysto techniczne (sekcja rytmiczna!).
Grzegorz "Chain" Pindor