Cyganeria Eugena Hutza od zarania dziejów była, przynajmniej moim zdaniem, potworem koncertowym, który przeniesiony z klubu do mieszkania tracił zęby. Punkowe zadymy czy ogniskowe ścieżki dźwiękowe do przyjmowania procentów świetnie sprawdzały się w wersji live, na płytach ograniczone studyjnymi ramami, ale może też i inną percepcją słuchacza, raczej nudziły. No, przynajmniej mnie nie były w stanie porwać.
Miło mi więc ogłosić, że "Pura Vida Conspiracy" została nagrana dla ludzi o podobnym do mojego podejściu. W przeciwieństwie do poprzednich krążków tego zespołu, świetnie mi się słucha w pokoju, ze słuchawkami na uszach i to zarówno wtedy, gdy te dźwięki absorbują 100% mojej uwagi, jak i wtedy, gdy stanowią tło dla innych czynności.
"We Rise Again" ma w sobie znany pęd, ale zwolnienia poszatkowane wykoncypowanym rytmem i zaśpiewy w bliżej nieokreślonym języku czynią ten kawałek wyjątkowym. Wizytą w jakimś nadmorskim kurorcie w deszczowy dzień pachnie "I Just Realized", nakręcane delikatnie podanym rytmem... samby. Latynoska rytmika pojawia się i w "The Other Side Of Rainbow", które za sprawą charakterystycznej partii akordeonu przywodzi na myśl "Lambadę" i sprawia, że tyłek będzie się kręcił nie tylko na koncercie, ale i w czasie - powiedzmy - mycia naczyń. Nie to, żebym był przesadnie wielkim fanem takowego (no chyba, że czyni to moja Kobieta), ale fakt, że ta nuta potrafi znacząco podnieść atmosferę w domu, cieszy mnie niezmiernie.
Oczywiście fakt, że Gogol Bordello wyhamowali, że niczym Świadkowie Jehowy sami przyszli do mieszkań co bardziej opornych ich urokom słuchaczy, może spowodować bunt ze strony dotychczasowych miłośników, ale polecam "Pura Vida Conspiracy" dać szansę. To naprawdę udany album.
Jurek Gibadło
ATO Records