Ta płyta trafiła do mnie latem, ale ta pora zupełnie
nie pasowała do muzyki zespołu. Co innego jesienią,
kiedy jest zimno, w dodatku pada i wieje, wtedy szuka
się dźwięków, które oddałyby klimat panujący za oknem.
Do tego idealnie nadaje się trzeci album Gravenhurst.
Bristolska formacja mocno oddaliła się od
swoich folkowych korzeni w duchu Belle And Sebastian.
Teraz bliżej jej do gitarowego, zimnofalowego
rocka lat 80. Nagrania naznaczone są smutkiem, emanuje
z nich melancholia i przygnębienie.
Wokalista
śpiewa nieśmiałym głosem, schowanym gdzieś za rozjechanymi
dźwiękami gitar, jakby wstydził się swoich
słów. Potęguje to tylko nastrój przygnębienia, mimo
że nie brak na płycie ujmujących melodii. W piosenkach
grupy piękno i smutek przenikają się wzajemnie,
nie pozwalając pozostać wobec muzyki obojętnym.
Grzegorz Dusza
WARP/SONIC