Zespół Helloween na swoje 25-lecie postanowił sprzedać swoim fanom pstryczka w nos. Każda normalna grupa w takiej sytuacji wydałaby składankę z największymi hitami i bezpardonowo nabiła sobie kabzy pieniążkami od swoich wiernych fanów. Helloween postanowiło być ambitniejsze - i to był błąd.
Tytuł płyty nie bez powodu brzmi "Nieuzbrojeni". Oto bowiem mamy do czynienia z metalowymi kompozycjami, które z okazji ćwierćwiecza gigantów zostały zreinterpretowane i nagrane w formie symfonicznej (orkiestra z Pragi) lub akustycznej. Brzmi jak żart, ale nim nie jest. Oczywiście historia zna tego typu eksperymenty, że tylko wymienię Metallikę, Scorpionsów czy Deep Purple, ale w przypadku Helloween nasze uszy spotykają się z fatalnie przygotowaną kompilacją brzmiącą raczej jak ciekawostka tribute bandu niż prezent dla świętujących razem z zespołem przetrwanie przez te wszystkie lata. Najbardziej zastanawiają wpływy jazzowe i bluesowe, które jednak jeszcze bardziej niż inne próby odnowienia kompozycji przegrywają na całej linii u mnie, a co dopiero mówić o miłośnikach "jedynego słusznego gatunku muzycznego". Już widzę ekstremalnych fanów muzyki Niemców, którzy krzywią się słyszać "Dr. Stein" w wersji z saksofonem. Niektóre rzeczy po prostu nie działają, choćby nie wiadomo jak się człowiek starał.
"Unarmed" mogłoby być świetnym dodatkiem do typowego "best of", choć oczywiście ostatnie wydawnictwo tego typu ukazało się w 2002 roku i nie można nazwać Helloween grupą, która od tego czasu bardzo mocno udzielała się na scenie. Pomysł okazał się więc chybiony. Tylko dla najwierniejszych i bardzo ciekawskich.
M. Kubicki
SPV