Miłośnicy tandety i muzycznego fast fooda mają od lat swoje wakacyjne hity: "Lato" Formacji Nieżywych Schabuff, "W dzień gorącego lata" Big Day i inne "Coco Jumbo". Zwolennicy bardziej alternatywnych brzmień wiedzą już, czym odpowiedzą w tym roku na muzyczne buble: nowym albumem Japandroids.
Duet z Vancouver nagrał krótki, niewiele ponadpółgodzinny album, który jednak nada się tak do wylegiwania się przy nim na plaży, jak do uprzyjemnienia sobie podróży samochodem w kierunku zachodzącego słońca.
Japandroids hołduje wyraźnie na "Celebration Rock" eskapizmowi, w tle którego rozbrzmiewają brudne riffy. Fani indie będą je wielbić do końca lata, a nawet jeszcze dłużej. Warstwa liryczna pełna jest odniesień do ognia, tak jako symbolu miłości, jak i energii życia, które może jednak zgasnąć w każdej chwili. By napędzić je do działania, zespół podkręca wzmacniacze, żeby dostarczyć słuchaczom osiem konkretnych, punkowych kawałków, którym w pojedynkę nieobce są przestery, a zebrane na płycie są bardzo fajnym świadectwem triumfu pełnej mitów historii muzyki rockowej.
Wspaniale również wiedzieć, że są jeszcze wykonawcy, którzy skromną długość swojej płyty tłumaczą faktem, iż właśnie takie były klasyki gatunku, na których oni się wzorowali. Idealny dobór mistrzów był w tym przypadku pierwszym krokiem do sukcesu "Celebration Rock".
M. Kubicki
POLYVINYL