Dwa miesiące temu napisałem recenzję płyty Tomasza Bednarczyka, w której wspominałem, że jego muzyka kojarzy mi się ze ścieżką dźwiękową do filmu i czegoś mi w niej brakuje. W przypadku Last Days mamy faktycznie do czynienia z muzyką filmową i elementem, którego Polakowi zabrakło do pełnego sukcesu.
Płyta Grahama Richardsona, skrywającego się pod nazwą Last Days, zawiera piętnaście utworów do jego prywatnego dzieła audiowizualnego. Na okładce "The Safety Of The North" widnieje Alicja, główna bohaterka, która symbolizuje dzieci urodzone w biednych dzielnicach miast.
Trwająca ponad godzinę niespieszna muzyka sprawia wrażenie bardzo kruchej, jak życie w niektórych blokowiskach, szczególnie niebezpiecznych dla młodych ludzi. Jednak jakimś sposobem wszystkim, nie tylko wychowanym w takich warunkach, album jest w pewien sposób bliski. Słuchanie odgłosów towarzyszących nam przez całe życie, może naprawdę wzruszyć, bo tutaj robimy to świadomie, bez pośpiechu, który narzuca nam codzienność. To płyta niewinna, choć mówiąca o różnych uczuciach. Po jej przesłuchaniu życie znów pachnie jak nowe.
M. Kubicki
N5MD