Trzy kwadranse niezłej, ale wciąż tej samej piosenki - tak w skrócie przedstawia się pierwszy album duetu Milky Chance, "Sadnecessary".
Tę dwójkę Niemców z pewnością kojarzycie dzięki kawałkowi "Stolen Dance", który zaistniał na listach przebojów wielu polskich stacji radiowych. Ładne to - wpisujący się w cały czas modny nurt indie Folka, cieszące subtelnym bitem oraz wyróżniające się charakterystyczny, zachrypniętym głosem Clemensa Rehbeina.
I wszystko byłoby fajnie, gdyby nie to, że pozostałe dziesięć utworów na "Sadnecessary" to tak naprawdę wariacja na temat dobrze znanej nam melodii singlowej, w dodatku z niewiele zmieniającą się aranżacją. W "Sweet Sun" atmosferę rozkręca żwawy rytm, w "Indigo" dojmuje smutek godny ballad The National, ale tak naprawdę w każdym wypadku obracamy się w kółko.
Po trochu to także wina wspomnianego wokalisty, tyleż łatwo rozpoznawalnego, co niezbyt pomysłowego. Clemens non stop celuje w te same melodie, czasami bawiąc się w dwugłosy dramatycznie wyprodukowane – często się rozjeżdżają, brzmią niepewnie i nierówno.
Milky Chance to więc póki co one-hit-wonder, choć nie zaprzeczę - z widokami na coś więcej. Duetowi potrzeba urozmaicenia, sięgnięcia po inne środki wyrazu. Jeśli je odnajdą, chętnie sprawdzę ich ponownie.
Jurek Gibadło
PIAS GERMANY