Już Ian Dury wiedział, co jest najważniejsze w życiu każdego człowieka: sex, narkotyki i rock`n`roll. Nie wiem jak u kolegów z People of the Haze z dwoma pierwszymi, za to gitarowa muzyka w ich wykonaniu jest doprawdy miodna.
Żeby nie było, że to tylko moja czcza gadanina, popatrzmy na dotychczasowe sukcesy, którymi chwali się czwórka z Wrocławia: pierwsze miejsca na pięciu festiwalach, występy z gwiazdami pokroju Voo Voo, Armii i Oddziału Zamkniętego, wreszcie koncert na Przystanku Woodstock - nieźle jak na debiutantów. Widać wyraźnie, że nie tylko mnie podoba się to, co sobą prezentują. Ale przejdźmy do szczegółów.
"Where is the feeling of the sixties?" pytają się panowie z POTH w "Full Speed Ahaed" - i już wiemy, z czym będziemy mieli do czynienia. Zaczynają od solidnego, stonerowego kopa osadzonego w bluesowej skali - "We`re Coming". Wokalista brzmi trochę jak miks Iana Astburego, Henry`ego Rollinsa i Billy`ego Idola - ma świetny, gardłowy, mocny głos.
Gitara, oprócz typowego hard rockowego riffu, przycina w iście funkowym, trochę Hendrixowym stylu - "mgła" z nazwy nie wzięła się znikąd. Fajnym groovem atakuje "Distance" - unisono basu i gitary znakomicie buja przez cały kawałek! Wykrzyczane, ostre "Bussyfire" to świetne nawiązanie do szwedzkiej szkoły rock`n`rolla - dziarsko gna przed siebie, atakuje mocnym riffem i znów zabawami przy użyciu kaczki a la Jimi H. Na wyróżnienie zasługuje także "Fake", który atakuje zagrywką w stylu Toma Morello, na szczęście gardłowy People of the Haze nie bierze się za nachalny rap w stylu Zacka de la Rochy (no, może w refrenie troszeczkę zalatuje wokalistą RATM).
Jedyne, do czego mógłbym się przyczepić, to brzmienie. Nieco zbyt chropowate, miejscami tracące selektywność. Usprawiedliwienie znajduję w wydawaniu płyty własnymi środkami - trzeba było zaoszczędzić na produkcji i masteringu.
Na szczęście poziom materiału zgromadzonego na "People of The Haze" jest tak wysoki, że niedoskonałości brzmieniowe szybko przestają mieć znaczenie. Przecież prawdziwy rock`n`roll to energia, to świetne riffy i melodie. Debiut wrocławian jest nimi wypełniony po brzegi - brawo!
Jurek Gibadło
Wydanie własne