Mało kto się spodziewał, że Pete Doherty dożyje trzydziestki. Najbardziej toksyczny chłopiec ostatniej dekady, który uwiódł i pociągnął na dno piękną Kate Moss, odważnie podpisuje najnowsze dzieło własnym nazwiskiem.
Nie chowa się już za nazwą Babyshambles, nie podpiera dawną sławą The Libertines. Prezentuje najbardziej spójny i uporządkowany album w swoim dorobku, pozbawiony jednak dawnej magii. Doherty zachował talent do układania "ogniskowych" melodii, jednak piosenki wciśnięte w sztywny gorset folk-rockowego kanonu można uznać co najwyżej za poprawne. Wsparcie nielicznych przyjaciół, którzy mu jeszcze zostali (Graham Coxon, Dot Allison) niewiele tu zmienia. "Dorosły" Peter, bo tak teraz każe do siebie mówić, przestał już być tak uroczo beztroski i czarujący.
Grzegorz Dusza
EMI MUSIC