Któż z nas, znając choć trochę historię Piotra Roguckiego, obstawiał, że jego solowe dzieło będzie czymkolwiek innym niż albumem wypełnionym poezją śpiewaną?
Łodzianin sprawił nam niemałą niespodziankę, przekazując swoje utwory, nagrane właśnie w tej stylistyce, multiinstrumentaliście, Marianowi Wróblewskiemu. Ten przetransformował je na poziom...wypadkowych swoich inspiracji. A są one bardzo różne: od Nirvany przez Radiohead po Jimiego Hendrixa. Koncept ekscentrycznej gwiazdy rocka, jaką jest tytułowy "Loki", również nie jest oryginalny, bo wykorzystywały go największe zespoły w historii.
Mimo to, trudno jest zignorować tych dwanaście piosenek. Bywa w nich żartobliwie, czasem poważnie, skocznie i kontemplacyjnie. Jednak przede wszystkim rockowo, bo przecież muzycznie i lirycznie odwołuje się ten materiał do klasyków. Najlepsze jednak jest to, że te piosenki odpływają daleko od bezpiecznego brzegu, jakim dla artysty była niewątpliwie multiplatynowa Coma. Ci, których poziom wrażliwości bardzo odbiega od reprezentowanego przez macierzystą grupę Roguckiego, spokojnie mogą sobie ten album odpuścić. A Ci, którym tylko nie leżały jej pazury, mogą po cichu liczyć, że zakochają się tej wiosny.
M. Kubicki
Mystic