Czy brak wyraźnego wstępu, muzyczne podążanie pod prąd i olewanie mody na płaskie pioseneczki bez polotu może dać coś ciekawego i zarazem przyjaznego dla ucha? Cóż, zestawienie podane w tytule sugeruje, że pytanie robi się nieco retoryczne.
W dobie plastikowej muzyki każde wyłamanie się ze schematu powinno być pożądane, szczególnie jeśli delikwent (w tym wypadku zespół) uparcie pragnie podążać swoją (dość krętą) drogą. Niestety czasami to jednak jest za mało, aby album był po prostu dobry.
"Spiritus Movens" jest na pewno płytą poprawną. Ale za razem jest to jeden z tych krążków, o których zapomina się zaraz po przesłuchaniu albo chwilę później, ewentualnie parę minut po zakopaniu go w ogródku.
Materiał sprawia wrażenie bardzo wymęczonego i wtórnego. Przydługie solówki, nudnawy wokal i zupełna jednostajność nie pomagają. Kawałki zlewają się ze sobą, chwilami bez wiadra Coli ciężko przetrzymać kolejny utwór. Trudno również coś powiedzieć o energii, ponieważ na tym albumie zwyczajnie jej nie ma. Wszystko płynie monotonnie ku końcowi, bez przystanków, zmian i odstępów.
Najnowszy krążek Ściganych jest jednym z tych, które jeśli wpadną w ręce słuchacza to ten go obejrzy, przesłucha i ciśnie w kąt ku wiecznemu zapomnieniu. Na pewno też nikt nie powinien cierpieć jeśli nie będzie miał okazji zapoznać się z zawartością "Spiritus Movens".
Krążek nie budzi zupełnie żadnych emocji, pojawia się tylko znudzenie i kompulsywne sprawdzanie pozostałego czasu. Przesłuchanie kilku kawałków może być stosunkowo przyjemnym przeżyciem, natomiast wchodzenie w bliższe relacje z całym materiałem zdecydowanie nie jest polecane.
"Spiritus Movens" Ściganych niestety nie zachwyca. Tłumów raczej nie porwie i myślę, że lepiej zainteresować się innymi, lepszymi płytami, których na rynku mamy sporo.
Mystic
Julia Kata