Jakieś trzy czy cztery lata temu Bartek Świderski w jednym z wywiadów powiedział, że na pewno wyda solowy materiał, ale dopiero w swoim czasie, gdyż nie będzie tego robił "po łebkach". Gwiazdor - niekoniecznie przynoszących chlubę seriali, jak "Tylko Miłość" czy "Magda M." - wraca do swoich muzycznych pasji na niecałe 40 minut.
Po ich upływie zostajemy z pytaniem: dlaczego tak krótko?! Artysta w jednej z piosenek "sam siebie pyta gdzie jest". Faktycznie, wszędzie go pełno. Raz uprawia wolny dream pop, innym razem płynie w stronę trip hopowych brzmień. Chciałoby się go usłyszeć w dwugłosie, ale zamiast tego jest próba zmierzenia się z językiem Szekspira. Momentami jego płyta brzmi jak koncepcja Piotra Roguckiego na solowy album z mniejszą ilością patosu. Bartek Świderski niczym piosenkowy kameleon wtapia się w kolejne stylistyki i już trudno w pewnym momencie jednoznacznie stwierdzić, czy to co uprawia, jest po prostu barokowym popem, czy zwykłą melancholią u gościa, który niczym Tom Waits chce płynąć z nurtem poezji eksperymentalnej.
M. Kubicki
MYSTIC