U2 od ładnych kilkunastu lat ma ogromny problem z rozwojem swojej twórczości. Zdaje się, że nic w tej sytuacji nie zmieni "No Line On The Horizon". Na nowej płycie bardzo nieoryginalnie brzmią riffy Edge`a, które nie tyle są dla niego charakterystyczne, co cechuje je bycie kiepską imitacją tego, co złożyło się na sukces U2 w przeszłości.
Tytułowy utwór bezsprzecznie kojarzy się z "The Fly". "Maginificient" - mimo że to najlepszy kawałek na płycie - jest tylko klonem "Where The Streets Have No Name”. Męczące jest singlowe "Get On Your Boots", które co chwilę zmienia styl, jednocześnie w żadnym momencie nie pasując do ogólnie spokojnego klimatu "No Line On The Horizon". Przykłady można mnożyć. Gdy nie zwraca się uwagi na szczegóły kompozycji, odsłuch jest mimo wszystko przyjemnym doświadczeniem.
Nic dziwnego - U2 zainwestowało w akich producentów, jak Brian Eno i Daniel Lanois, co nie gwarantuje ciekawego albumu, ale na pewno najwyższej klasy dźwięk. Bono nie wprowadza niczego nowego do często poruszanej przez niego polityczno-społecznej tematyki. W "Cedars Of Lebanon" lider U2 wypowiada się na temat sytuacji izraelsko-palestyńskiej w sposób infantylny i tak kończy ten nieudany album. Choć możemy spodziewać się wysokiej sprzedaży tej płyty - część pieniędzy z trasy zostanie przeznaczona na cele społeczne - szkoda się na to nabierać, gdy codziennie powstaje tak wiele znacznie lepszej muzyki.
M. Kubicki
UNIVERSAL MUSIC